poniedziałek, 30 czerwca 2014

Jakiś czas temu rozmawiając z sąsiadem o tym, jakie to dziwne rzeczy wykopujemy na placu, zapytał nas czy wykopaliśmy już podkowę. O dziwo - nie. Ale tego samego dnia, Paweł wbił rydel w ziemię... i trafił na podkowę. Zrobiliśmy to, co podpowiedział sąsiad - powiesiliśmy ją nad wejściem do domu. Niby nie jestem przesądna, ale takie dobre znaki podtrzymują na duchu, kiedy człowiek pada ze zmęczenia a pracy nie ubywa.



Ropucha szara musiała zostać eksmitowana z chaszczy, żeby nie dostać się pod nóż kosiarki...



mięta :)

sałata...

Kiedy Paweł dzielnie walczył z trawą, ja zadbałam o nasz kącik grilowy... Stare garnki i betonowe coś, które wykopaliśmy z ziemi, pomalowałam Śnieżką kauczukową. Pozostaje mi uszyć poduchy, które wypełnię sianem i siedziska będą gotowe. Paweł już zaczął pracę nad grillem :)





niedziela, 22 czerwca 2014

Rowerowe zwiedzanie okolic...







w Seceminie...


Największe lody włoskie jakie jadłam (3 zł). Poległam... :P


poniedziałek, 16 czerwca 2014

pierwsze koty za płoty z gliną

        W piątek zupełnie przypadkowo dowiedziałam się o istnieniu fundacji CampoSfera
a już w sobotę byliśmy na miejscu w Klimontowie niedaleko Sędziszowa i mogliśmy dowiedzieć się czegoś o glinie, naturalnym budownictwie no i tysiącu rzeczy, którymi zajmuje się lub zajmować się będzie fundacja. O działalności samej fundacji warto poczytać u źródła czyli na ich stronie. A moje wrażenia? Są to wyjątkowi, niezwykle pozytywni ludzie, którzy nie tylko chcą coś robić, ale realnie wpływają na lokalną społeczność. Przede wszystkim mają szczere intencje, są ogromnie zaangażowani i mają tyle pozytywnej energii, że zarażają nią wszystkich wokół. Trzymam kciuki za wszystkie ich plany.
        Poza tym mogliśmy poznać fantastycznych ludzi, z którymi można byłoby gadać godzinami. To mnie ogromnie podbudowało, bo zaczęłam się czuć dziwnie. Mnóstwo osób kompletnie nie rozumie naszych wyborów- choćby tego, że marzyliśmy o starej chałupie a nie ślicznym domku z pustaczka prosto od dewelopera z równiutko przystrzyżonym metrem kwadratowym murawy. Na hasło, że chciałabym tynki z gliny słyszę "heeee????" albo śmiech i tekst "tak to się robiło sto lat temu".  No i po którymś takim razie ręce opadają. O innych planach nie wspominam nawet, bo czuję się jak kompletne dziwadło. Ja po prostu nie pasuję do życia w mieście, mimo że się w nim urodziłam i wychowywałam. To nie moje miejsce. Dla mnie to nie jest moda, nie zachcianka, po prostu intuicyjnie wybieram to, co czuję że jest dobre. Mam ogromy szacunek do tego co robili nasi przodkowie - jak wykorzystywali naturalne materiały, jakich narzędzi używali albo z innej beczki - w jaki sposób wytwarzali żywność. Stare nie znaczy złe.

Dobra, teraz o glinie... Zakochałam się... Cudowna w dotyku, wskazane jest używanie dłoni (przynajmniej przy pierwszych dwóch warstwach), więc mam wrażenie, że panuję nad tym, co robię. Pierwszą warstwę nakładaliśmy na siatkę z trzciny. Kiedy ta warstwa wyschnie, nakłada się drugą warstwę, do której dodaje się słomę, plewy lub trociny. Trzecia warstwa to już praca ze szpachlami i nadawanie powierzchni pożądanego wyglądu. Dowiedzieliśmy się mnóstwo ciekawych rzeczy, skonfrontowaliśmy naszą dotychczasową wiedzę z praktyką i wyciągnęliśmy wnioski. Myślę, że sobie poradzimy w naszej chałupce.
W tym roku raczej nie zaczniemy, mamy za dużo wydatków, a poza gliną potrzebujemy jeszcze mat trzcinowych. Na kupno w tym roku nie ma szans, a kto wie, może późną jesienią uda się ściąć wystarczającą ilość gdzieś w okolicy. Takie stare techniki uczą cierpliwości :)

nakładanie pierwszej warstwy
 fot. CampoSfera

  fot. CampoSfera

nasza trzecia warstwa, jeszcze mokra


jest to glina czerwona z okolic Kielc

a to smakołyki przygotowane przez gospodarzy:
chleb

i genialna pasta z soczewicy , orzechów i innych smacznych składników
....było pyszne

Odsyłam też do facebookowej strony CampoSfrery i galerii zdjęć z tego dnia: KLIK

piątek, 13 czerwca 2014

Tynki już prawie ściągnięte. Większość belek jest w dobrym stanie, kilka - próchno. Nie jest źle :)


wtorek, 10 czerwca 2014

gram w zielone

Tym razem moja ogródkowa rzekotka nie była skora do pozowania a ja nie chciałam jej niepokoić. Wygląda na dobrze odżywioną, nieprawdaż??? :P



poniedziałek, 9 czerwca 2014

okołokuchennie

Gotowanie bez kuchni mogłoby się wydawać niektórym niemożliwe, ale wszem i wobec zapowiedziałam, że podczas remontu nie będziemy truć się gorącymi kubkami. Zakupiłam jednopalnikową kuchenkę elektryczną, którą ustawiłam na parapecie i mogę szaleć! Problemem jest brak lodówki, dlatego mięsko trzeba szybko wykorzystać po przyjeździe a każdą potrawę konsumować na bieżąco (z czym nie mamy problemu ;P)

Krótki przegląd naszych wiejskich uczt...

Skrzydełka w miodzie i czerwonym winie z przyprawami korzennymi...

Śniadaniowy specjał - chleb z twarożkiem i domowym dżemem truskawkowym...

Zupa cebulowa - bezmięsna, z żółtym serem i dużą ilością lubczyku i pietruszki...

Duszone ziemniaczki z cebulką i kabanosem...


wtorek, 3 czerwca 2014

przedstawiciele fauny

Przede wszystkim uderza ilość ptaków. Jest rodzina boćków, kosy, szpaki, sójki, wróble... Gniazdka szukają jaskółki dymówki, kręcą się makolągwy, dzwońce. Wypatrzyłam też dzierzbę, która z ogrodzenia wypatrywała zdobyczy. Na pewno są dudki, które cały dzień charakterystycznie pohukują... Postaram się przyczaić z aparatem...





poniedziałek, 2 czerwca 2014

kolejny kąt wysprzątany

Prace w domu stanęły w martwym punkcie. Przed wymianą drugiego okna okazało się, że kilka belek jest spróchniałych. Musimy pomyśleć jak to naprawić. Na razie trochę nas to przerosło.
Póki co czyścimy podwórko i szykujemy kącik grilowo-wypoczynkowy. Jak zwykle wyrównywanie terenu skończyło się ryciem w ziemi na pół metra w głąb.

stan jaki zastaliśmy...

pokrzywy wyrwane... początek wykopywania śnieci...

teren wyrównany...

trawka zasiana...

Ciąg dalszy nastąpi :)