środa, 24 kwietnia 2013

padam

Strasznie wyczerpujące dni. O rana do nocy ślęczę na projektami, szkłem i usiłuję ze wszystkim zdążyć do soboty. Na reszcie upragniony urlop. To słowo wprawdzie nie istnieje w słowniku przedsiębiorcy, ale zamykam biznes na 3 spusty i uciekam na cały tydzień. Czuję się totalnie wyczerpana i mam wrażenie, że z każdym dniem moja głowa coraz bardziej puchnie od nadmiaru spraw. Zabieram książkę (Nad rzeką bobrów), wrotki i ulubioną muzykę. To jest mój plan na majowy weekend.

Postanowiłam spróbować swoich sił w konkursie na logo: http://sophisti.pl/konkursy/entry/fashion/7081/. Przygotowałam 4 projekty, ale widzę, że konkurencja rośnie. Nie mam wielkich nadziei, ale miło pomarzyć o tablecie Wacom Intuos 5, który jest nagrodą. Każdy kto miał do czynienia z tą linią tabletów przyzna, że są świetne.

Nadal ćwiczę z Jillian. Na razie "sześciopaka" nie widać, ale brzuszek zrobił się płaski jak deska do prasowania. Chyba się uzależniłam od codziennego wysiłku!



poniedziałek, 15 kwietnia 2013

pierwszy wypad na wieś

Ech... Miał być piękny weekend bez internetu i telefonu za to w przyjemnej rodzinnej atmosferze... A wyszło jak wyszło... Za dużo oczekiwałam po towarzystwie alkoholika... Miały być już wiosenne temperatury, a cały weekend chodziłam ubrana jak w środku zimy. Marzę, żeby wyjechać z Pawłem gdzieś daleko i zostawić to całe rodzinne bagienko...
Ale weekend miał swoje plusy! Gotowanie na dworze (mimo temperatur) - coś pięknego. Rok temu na targu staroci kupiliśmy za grosze fantastyczny żeliwny wok. Do tego kawałek rury ze złomowiska trochę pospawany i ponacinany do rozpalenia ognia i kuchnia polowa jest gotowa. Plusem takiej prostej konstrukcji jest możliwość ustawiania jej w dowolnym miejscu (tym razem musiałam uciec przed lodowatym wiatrem)



No i wrotki...  Powiedziałam, że założę i będę jeździć i tak zrobiłam :) Świetna zabawa mimo zimna i silnego wiatru.





sobota, 6 kwietnia 2013

30 Days Shred zaliczony!

Czas na pierwsze poważne podsumowanie ćwiczeń. Minął miesiąc ćwiczeń Jillian Michals 30 Days Shred. W tym czasie nieśmiało mierzyłam talię, ale jeszcze 10 dni temu efektów nie było. Ćwicząc ostatni level dałam z siebie wszystko. Kończyłam zlana potem i z sercem w przełyku. Na szczęście ćwiczenia były dla mnie prostsze niż w levelu drugim, więc mogłam wycisnąć więcej powtórzeń.
W ciągu miesiąca straciłam 2 kg, w talii ubyło 5 cm, w biodrach 1 cm. Do tego mogę się pochwalić całkiem ładnym bicepsem. Inne pozytywy: na 5 piętro wchodzę z lekko przyspieszonym oddechem, który szybko wraca do normy, zero problemów z kręgosłupem, lepsza wydolność i kondycja. Mięśnie są widocznie większe i napięte. Do tego aspekt psychologiczny - większa akceptacja samej siebie i cudowne odprężenie po wysiłku (jak po orgazmie).
W tym czasie nie stosowałam żadnej diety. Odżywiałam się zdrowo i rozsądnie, ale kalorii nie liczyłam.
Zauważyłam, że najbardziej tyję po czymś, co nazywa się chlebem choć nie powinno. Jeśli nie mogłam dostać prawdziwego żytniego chleba, jadłam płatki błyskawiczne z jogurtem naturalnym. W święta dałam się uwieść sernikowi mojej teściowej - po porostu niebo w gębie (nie wierzę w istnienie lepszego sernika!!!)

 Nie miałam w planie pokazywania swoich zdjęć, jednak wrzucam to najbardziej aktualne. A co mi tam! W końcu odzyskałam swój brzuszek!


Wczoraj zaczęłam kolejny program ćwiczeń - 6weeks6pack. Jak nie trudno się domyślić kładzie nacisk na kształtowanie mięśni brzucha. Świetna zabawa :)