poniedziałek, 15 grudnia 2014

sushi

Przerwa w wyjazdach na wieś trwa, jest za to czas spotkania towarzyskie.
Dwaj panowie w kuchni - czy to nie piękny widok?




poniedziałek, 17 listopada 2014

wikingowie

Niestety temperatury na zewnątrz nie służą już weekendowym wypadom na wieś, więc najbliższe tygodnie będziemy nudzić się na śląsku. Odwykłam od tego i zupełnie nie wiem, co mam z sobą począć zamknięta w czterech ścianach mysłowickiego bloku.


Zaczęłam znów rysować (w końcu znalazłam na to czas). Wdzięcznym tematem okazali się bohaterowie serialu "Vikings".



środa, 12 listopada 2014

To jeden z ostatnich w tym sezonie pracowitych weekendów.  Przede wszystkim spadł mi kamień z serca, kiedy wytyczenie granic działki zakończyło się porozumieniem i obyło się bez niepotrzebnych sporów.

Tego samego dnia przywieziono nam drewno z tartaku i od razu pojawił się niezawodny pan Stasiu, żeby pomóc. Co za człowiek! Z panem Stasiem świetnie się współpracuje, więc jesteśmy spokojni o przyszłoroczną wymianę dachu. Trafiliśmy na znakomitego fachowca.








A poza tym wypoczywaliśmy. Brak telewizora, radia i internetu wspaniale resetuje umysł.






poniedziałek, 13 października 2014

sadzenie drzewek

Ależ to były dwa pracowite dni. Przez internet zamówiliśmy drzewa i krzewy (ceny zdecydowanie niższe niż na bazarach). Jedyny minus to taki, że niektórych trzeba było wziąć 10 sztuk. Zdecydowaliśmy się na świdośliwę (10 szt), dereń jadalny (10 szt), modrzew (10 szt), pigwowiec (10 szt), rokitnik (10 szt), tamaryszek(10 szt), porzeczkę czarną (10 szt), jabłoń antonówkę  (1 szt), jabłoń Champion (1 szt), gruszę faworytkę (1 szt), gruszę konferencję (1 szt), wiśnię groniastą (1 szt), wiśnię łutówkę (1 szt). Do tego mieliśmy z innego źródła jeżyny bezkolcowe i pędy truskawek. To oznaczało pracę od świtu do nocy.
Jak zwykle trafiliśmy na kolejne zakopane śmieci i wielkie wapienne tafle co spowalniało pracę. Za to doceniłam posiadanie studni, pompy i długiego węża- obyło się bez noszenia wody w wiaderkach.
Ale mimo wysiłku frajdę mieliśmy ogromną i cieszyliśmy się jak dzieci. Na szczęście pogoda była wręcz idealna do takich prac.


Cały weekend towarzyszyła nam kotka sąsiadów, która wszędzie musiała zajrzeć...











a wieczorem zostałam wygoniona przez kocurkę :P



Poczyniliśmy też pierwsze kroki w kierunku wymiany dachu. Zatrudnimy naszego sąsiada, który jest niesamowitym fachowcem a do tego przesympatycznym, kulturalnym mężczyzną. Na razie jesteśmy na etapie wyceniania kosztów materiałów...


środa, 1 października 2014

Stało się to, czego bardzo się obawiałam. Znaleźliśmy zwłoki...
A dokładniej szczątki psa. Biedaczek spoczywał w miejscu, gdzie posadziliśmy maliny. Teraz "zamieszkał" pod krzewuszką. Burek! Pilnuj!





poniedziałek, 15 września 2014

podłączenie do wodociągu

W sobotę pod chatkę podjechał ciężki sprzęt. Ale od początku...
Żeby cokolwiek zrobić w temacie wody, potrzebowaliśmy mapki do celów projektowych, którą wykonuje geodeta. To kosztowało nas 300 zł (miało 500-600 zł, ale ponieważ zleciliśmy geodecie wznowienie granic działki, udało się wynegocjować niższy koszt mapki).
Z mapką zgłosiliśmy się do przemiłej pani projektantki z Włoszczowy, która wymierzyła wszystko, co potrzebne do przygotowania projektu, wykonała projekt a także zadbała o wszelkie pozwolenia. Sami nie musieliśmy nigdzie jeździć - odebraliśmy gotowy komplet dokumentów. Zapłaciliśmy 600 zł (łącznie z opłatami urzędowymi).
I tak w sobotę mogła już przyjechać firma, która wykonała przyłącze. Panowie byli świetnie przygotowani, wszystko odbyło się szybko i sprawnie, mimo, że musieli przewiercić się pod drogą. Ogromny profesjonalizm i kultura. Zapłaciliśmy tylko 1600 zł (ok. 10 m, cena z materiałami)



niedziela, 24 sierpnia 2014

myszy i grzyby

Zakupione przez allegro żywołapki zdały egzamin. Zapadki działały bez zarzutu, a dodatkowym plusem pułapki jest to, że może do niej wejść kilka myszek (do naszej weszły dwie). Myszy zostały wyniesione na odludzie - niech szukają szczęścia gdzie indziej



Popołudniowa szwędaczka po bezdrożach... Nornica, która myśli, że jej nie widać i ślady po żurawiach...




A te dwie kocie damy to znak, że obiad już prawie gotowy


Niedziela przywitała nas taką pogodą jak poniżej... Ale kiedy tylko się przejaśniło ruszyliśmy na grzyby. Pierwszy kosz uzbieraliśmy nie oddalając się nawet 500 m od domu, więc po obiedzie postanowiliśmy pójść dalej i w część lasu, której nie znamy. Nasza orientacja w terenie jest dobra póki nie ma grzybów, ale kiedy kluczymy od zagajnika do zagajnika i jeszcze gdzie nie spojrzeć tam piękne podgrzybki - zaczyna być problem. Trochę pobłądziliśmy, a mając świadomość, że te lasy ciągną się dziesiątkami kilometrów, zaczęło być nerwowo. Buty dawno przemoczone, ciążyły niemiłosiernie; żadnych znajomych widoków... Do naszej wsi trafiliśmy zupełnym przypadkiem... Za to już wiem, co Paweł dostanie na urodziny... lokalizator GPS...