wtorek, 29 września 2015

detoks

      Za co między innymi lubię te nasze wypady? Za brak telewizji, radia i internetu. Tak, jestem kompletnie odcięta od informacji - absolutny detoks od piątkowego popołudnia do niedzielnego wieczoru. I jest pięknie. Otwieram się na odbiór świata wszystkimi zmysłami. Doświadczam prawdziwej ciszy, skupiam się na tym, co mnie otacza: przyrodzie, ludziach, których spotykam. I wszystkie sztuczne problemy przestają istnieć, czuję idealną symbiozę z otaczającym mnie światem...





wtorek, 22 września 2015

praca z "wisienkami"

      Kolejna wprawka z drewnem. Jeśli wyjdzie, deskę wykorzystamy we wnętrzu chaty (może wmontowane w drzwi wejściowe? - pomysłów jest dużo i na pewno się rozwiną, kiedy będziemy zajmować się wykończeniówką), jeśli nie - skończy jako rozpałka w piecu. Na razie uczę się posługiwać dłutami bez strat w palcach (kciuk już się zagoił po dłubaniu tabliczki z numerem).
      Muszę pochwalić dłuta - są niesamowite. Nie mogłam się powstrzymać i dokupiłam dwa kolejne. Obawiam się, że jestem uzależniona i niedługo zbankrutuję. Natomiast z takim hobby nie straszna mi jesienna chandra!




poniedziałek, 21 września 2015

z życia wsi:
- pojawiły się pierwsze grzyby: maślaki, kozaki, podgrzybki, prawdziwki. Może nie jakieś powalające ilości, ale zupa była, sos będzie a i uda się trochę ususzyć z myślą o świętach.
- odrobina deszczu i normalne temperatury sprawiły, że ogród wykazał wolę walki i wszystko zaczęło odżywać: buraczki rosną, kalarepa również, cukinie i dynie pompują się jak szalone
- zebrałam ok. 2 kg pomidorków koktajlowych - najlepsze jakie jadłam
- żurawie odlatują
- w nocy słychać sowy!!!!!!!!
- wiewiórka ogołociła nam z orzeszków całą leszczynę

w domu:
- mamy już sufit, wiec można w końcu spać w całkiem przyzwoitych warunkach (w porównaniu z pomieszkiwaniem w budynku gospodarczym, teraz wszystko wydaje mi się luksusem)
- Paweł podłączył "kozę" i wieczorem mamy przyjemne ciepełko






poniedziałek, 7 września 2015

rzeźbiony numerek

Od dłuższego czasu chciałam spróbować czegoś nowego - uczyć się i widzieć tego efekty. Reanimacja chatki nasunęła pewne pomysły i zwrócenie się w kierunku różnych rzemiosł. Stanęło na snycerstwie, bo praca z drewnem wydawała mi się bardzo wdzięczna no i uczyć mogę się choćby w mysłowickim mieszkaniu (z kowalstwem artystycznym byłoby zdecydowanie trudniej).
Wybór dłut nie był prosty i długo biłam się z myślami czy zacząć od tanich dłut czy sięgnąć po te z wyższej półki, szczególnie że remont pochłania każdą złotówkę i końca wydatków nie widać. W tej sytuacji wydawanie kilkuset zł trochę bolało. Po namyśle powiedziałam sobie, że jestem cierpliwa, uparta i NAPRAWDĘ chcę się tego uczyć, więc zdecydowałam się na kupno porządnych dłut Kirschen.  Nie żałuję! Są niesamowite! Na razie moja wiedza jest bliska zeru, poznaję dopiero te narzędzia, sprawdzam jak zachowuje się drewno, ale już teraz wiem - przepadłam. Niesamowicie mnie to odpręża i relaksuje. W sobotę usiadłam przy desce o godz. 10 a dopiero o 15 ocknęłam się z cholernym bólem ręki. Taki FLOW :)
Najchętniej zaszyłabym się gdzieś w kącie i dłubała.

Pierwsza moja wprawka to numer domu. Jeszcze nie skończony, ale pokażę co udało mi się wykonać przez weekend. Wiem, popełniłam trochę błędów, ale myślę, że jak na pierwszy raz nie jest najgorzej.
Niebawem pokażę końcowy efekt




Dłuta Kirschen kupiłam w sklepie http://www.dluta.pl/   Natomiast w Lidlu dorwałam  takie niedrogie dłuta, których jeszcze nie używałam, bo tępe okrutnie, ale może kiedyś się przydadzą.
Na razie zbieram na kolejne "wisienki" o innych kształtach.