piątek, 27 stycznia 2023

Pierwsza wizyta w NIO w Gliwicach

      Jestem świeżo po wizycie w NIO w Gliwicach. Jakie wrażenia? Mieszane. Wiedziałam, że będzie długo, męcząco, ale nie sądziłam, że aż tak. 

      Na miejscu byłam po godzinie 7. Kolejka do rejestracji w Zakładzie Medycyny Nuklearnej liczyła już dobre kilkadziesiąt osób. Trochę to trwało, ale trzy panie w rejestracji dawały z siebie wszystko - konkretne, zorganizowane, pomocne. Po zarejestrowaniu trzeba było udać się na pobranie krwi - tu też kolejka kilkudziesięciu osób i trzy przemiłe  panie pobierające krew. Po godzinie 10 rozpoczęło się czekanie pod gabinetem onkologicznym. To była prawdziwa mordęga. Ciasno, duszno, miejsce przy ścianie pozwalające na oparcie się było prawdziwym luksusem. Paweł, który mi towarzyszył musiał iść pozwiedzać Gliwice, bo i tak nie było miejsca na korytarzu. Co jakiś czas z gabinetu wychodziła zapłakana osoba, choć większość chyba ze zmęczenia nie okazywała żadnych uczuć. W międzyczasie USG. Po godz. 13 zostałam przyjęta i chyba była to najkrótsza wizyta u Pana doktora (trwała może minutę). Krótka piłka - trzeba ciąć. Doktor, który ma raczej opinię oschłego, wydał mi się bardzo sympatyczny i ciepły. Chyba, wyczuł, że może sobie pozwolić przy mnie na żarty. Potem pod gabinet chirurga i znów czekanie w kolejnym ciasnym, klaustrofobicznym korytarzu. Chirurg wybitnie nieprzyjemny, ale konkretny, walący prosto z mostu. Jeśli ktoś nie radzi sobie z emocjami, albo szuka pocieszenia to tu odbije się od ściany. Mnie akurat było już wszystko jedno - połączenie zmęczenia, stresu i głodu sprawiło, że chciałam usłyszeć konkretne informacje co dalej i po prostu wyjść. Po wizycie jeszcze raz zostałam pokierowana na pobranie krwi - tym razem, żeby oznaczyć grupę krwi i na tym koniec jeśli chodzi o ten dzień. Udało mi się wyjść po godz. 15. Wierzcie mi, byłam tak wyczerpana, że trudno było mi mówić.

Wstępnie operację mam wyznaczoną na 17 maja (wycięcie prawego płata tarczycy z cieśnią z możliwością wycięcia również lewego co oceni chirurg w trakcie operacji), a wcześniej kilka badań i konsylium. 

Mimo, że wiedziałam co mnie czeka, to jednak tliła się we mnie iskierka nadziei, że może nie potwierdzi się wstępna diagnoza, ale cóż. Pozostaje zaufać lekarzom. 

Ten rok zapowiada się ciężko. Musze zadbać o siebie, ale też powalczyć o przetrwanie mojej małej firemki. Oby się udało w obu kwestiach.

Dziś jednak jadę do mojej oazy spokoju na wsi, wypiję szklaneczkę domowego cydru grzejąc się przy kominku i będzie dobrze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz