czwartek, 16 marca 2017

remont - serial, który się nie kończy

        Tak to już jest, że kiedy jedni leżą do góry kołami (patrz pierwsze zdjęcie) inni pracują. Sąsiadowy burason  rozpanoszył się jak widać, ale mam słabość do tej kociej bezczelności

        Mimo, że w weekendy jest jeszcze zimno jak cholera, przyjeżdżamy pracować. Łapy marzną, w kościach łamie a my skaczemy po drabinach usiłując skończyć podbitkę zachowując przy tym wszystkie palce i kończyny w całości . Zaczynam szczerze jej nienawidzić. Nad werandą, która okazała się najważniejszym miejscem i pracy, i wypoczynku, podbitka już prawie skończona. To prawie pewnie zajmie jeszcze 2 weekendy...
       Poza tym Paweł resztkami sił buduje budki dla ptaków a ostatnio też dla trzmieli, a ja w tym czasie usiłuję rzeźbić (na razie nie ma się czym chwalić) i szlifuję 80-letnie dechy na podłogę do sypialni.
       Oficjalnie stwierdzam, że na działce nie mam już miejsca choćby na jedno drzewo więcej. Ostatnio zakupione jabłonie i grusze z trudem powciskaliśmy w każdy możliwy kąt. Żadnych drzew więcej!







1 komentarz:

  1. Kociak odpoczywa za Was, żebyście mogli pracować. Ja w tym roku uparcie szukam miejsca na truskawki w ogródku. Kilka drzewek i krzewów chciałabym dokupić, ale na nowe nie ma już miejsca. Mam nadzieję, że niedługo pochwalisz się wiosną u Was :)

    OdpowiedzUsuń