poniedziałek, 8 października 2012

grzybobranie i wiejska uczta

W sobotę pogoda dopisała i udało nam się wyrwać z Mysłowic i pojechać na wieś. Cudowna pora roku... Już nie piszę o pięknych plenerach, polskiej złotej jesieni, bo to oczywiste. Dla Pawła i mnie to czas genialnego jedzenia - wieczornego robienia serów, pieczenia chleba, korzystania z tego co urosło w ogródku...No i w końcu pojawiły się grzyby! Większość ususzyliśmy, ale na sosik grzybowy wystarczyło.
Do tego znaleźliśmy pyszne młodziutkie kanie i gąsówki nagie,. które trafiły od razu na patelnię.
     Pierwszy tej jesieni ser podpuszczkowy wyszedł znakomicie - chyba najlepszy jaki do tej pory zrobiliśmy - nie za słony, z maleńkimi dziurkami w środku, pięknie pachnący dymem. Szkoda, że nie mamy możliwości pozostawienia serów by mogły dojrzewać. Choć wydaje mi się, że pokusa podjadania jest w nas zbyt silna...
Niestety znów wróciliśmy do miasta i pozostaje nam snuć plany kolejnych wypadów i poszukiwanie własnego miejsca, którym moglibyśmy się osiedlić na stałe.






2 komentarze:

  1. Mniam, Wam to się powodzi - takie naturalne jedzonko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale narobiłaś mi ochoty na grzybki, szczególnie te kanie, uwielbiam kanie.No i ten ser.Ach.

    OdpowiedzUsuń