Poza tym rozniosło się jaki to "miastowa" zrobiła ogród, i że na słomie rośnie i w sobotę 2 razy musiałam oprowadzać po włościach. Wstyd mi było, bo chwatów pełno, w zasadzie pokazywać nie ma co, wszytko posadzone za ciasno, rośnie średnio na jeża, ja zaś brudna od gruzu, w starych łachach i gumiakach, włosy 2 dni nieczesane, więc czapka naciągnięta na łepetynę - obraz nędzy i rozpaczy, a tu obcy ludzie chcą te "ogrodnicze cuda" zobaczyć.
A po pracy zasłużony odpoczynek przy ognisku i kulinarna rozpusta...
Są już grzyby!!! Ależ piękne okazy nam się trafiły
Uwielbiam to, że ta "miastowa" w tej czapce i ubraniach roboczych, że grzyby, grill, że dom leczycie u podstaw, a nie chowacie pod plastrem w kwiatki. Uwielbiam! :)
OdpowiedzUsuńKoopa roboty jak widzę ale za to jakie atrakcje przyokazyjne 😉 cudne grzyby i kwiaty i wszystko 😊
OdpowiedzUsuńOprowadzając po swoim ogródku w takim stroju byłaś bardziej wiarygodna :)
OdpowiedzUsuń